wtorek, 22 grudnia 2015

XXVII Nowe postanowienia

witam po prawie trzymiesięcznej przerwie.
halo? czy jest tutaj jeszcze ktoś?

Znowu wracam, z resztą jak zwykle. Ukrywam się gdzieś przez jakiś czas, a później nagle powracam z jeszcze większą paplaniną i pesymistyczną wizją świata. Ale dzisiaj nie będę marudzić. Przynajmniej postaram się. 
Święta tuż, tuż. W sumie to cieszę się, bo bardzo je lubię. Nie tylko dlatego, że jest duuużo jedzenia, (chociaż z drugiej strony kocham jeść), ale przecież to taki rodzinny czas, z najbliższymi osobami. Jestem bardzo zżyta z moją rodzinką. Jest nas tylko czworo, jednak jesteśmy sobie bliscy. W tym roku jednak spędzamy Wigilię sami, gdyż od kilku lat obchodziliśmy święta w większym gronie i teraz jakoś to nie wypaliło. Troszkę mi smutno z tego powodu, ale w końcu to święta i nie można się smucić, tylko radować. I powiedział to ktoś, kto zwykle marudzi i nie przepada za radosnymi chwilami. Chyba robię postępy, juhu. 
Piekłam ostatnio pierniki, ale powiem wam w sekrecie, że spaliłam je. Załamałam się i pobiegłam do sklepu po gotowe. Oblałam je lukrem, posypałam kolorowymi kuleczkami i pokazałam tacie, że jednak coś potrafię. Co z tego, że w całym domu śmierdziało spalenizną? 
Dzisiaj przyrządzam szynkę. Mam nadzieję, że i tego nie spalę. Postanowiłam przygotować szynkę bez użycia piekarnika, bo piekarnik to nie jest mój dobry przyjaciel. 
Jak spędzicie Sylwestra? Wszyscy w kółko mnie o to pytają. A ja gdy opowiadam, że tego roku zostaję w domu, gdyż nie mam ochoty na wyjście, ludzie mierzą mnie wzrokiem i myślą sobie: "zdesperowana, nie ma przyjaciół, nikt jej nie zaprosił". Przynajmniej sprawiają wrażenie myślących... Zostałam zaproszona na kilka imprez, jednak po prostu nie mam ochoty na huczną imprezę. Od piętnastego roku życia regularnie świętowałam Nowy Rok w gronie około trzystu osób, a w tym roku nie ma tutaj Jego, więc jakoś chcę spędzić ten dzień w domu. Troszkę smutno mi, że znów spędzimy święta daleko od siebie, ale przecież półtorej tygodnia temu On był tutaj ze mną. Chociaż w Mikołajki było bardzo milusio. Wciąż tęsknię, ale powoli przyzwyczajam się i wyczekuję kolejnych dwóch tygodni razem jak zasłużonej nagrody. Jeszcze tylko pięćdziesiąt pięć dni i znowu razem, dwa tygodnie, a później trzy i znów together.

Napisałam sobie kilka postanowień, które mam nadzieję zrealizuję w tym nadchodzącym nowym roku:

- upiec poświąteczne pierniki i nie spalić ich
- kupić 20 najpiękniejszych par skarpet (bo kocham śliczne skarpety)
- uratować bezdomnego psa lub kota (lub zaadoptować zwierzaka ze schroniska wbrew zakazom rodziców)
- przełamać się, spróbować czegoś nowego i ściąć włosy do obojczyków
- wyjechać gdzieś na wiosnę, gdzieś daleko do ciepłego kraju
- ograniczyć spożycie piwa, czipsów i ograniczyć marudzenie
- więcej się uśmiechać (bo podobno mam ładny uśmiech i zęby, co tam że mam jednego ekstra zęba)
- kupić w końcu bluzę, której rękawy nie będą za krótkie (tak, mam nieco dłuższe ręce niż przeciętny człek)
- napisać jakieś sensowne i długie opowiadanie
- zacząć biegać i ćwiczyć
- nauczyć się nowego języka obcego przynajmniej na poziomie B1
- wrócić do grania i śpiewania
- zobaczyć morze, nieważne jakie
- zrobić kurs gotowania i zaskoczyć wszystkich
- nauczyć się nie być śpiochem
- znaleźć jakąś pracę, której nie rzucę po paru dniach
- zaliczyć rok akademicki na studiach
- nauczyć się smażyć jajka sadzone i obracać omlety

i coś tam jeszcze, co teraz wyleciało mi z głowy.

No i życzę Wesołych Świąt i lepszego Nowego Roku od poprzedniego! 

środa, 30 września 2015

XXVI Kipi tęsknotą

Mój magiczny tydzień już dawno się skończył, ale był naprawdę niezwykły. Ja i on, tylko my. Miałam go dla siebie całe siedem dni, a teraz znowu tęsknię. Nie wiem, kiedy go zobaczę. Wszystko jest takie zagmatwane. Ja tutaj, on tam. Dzielą nas tysiące kilometrów. Mam nadzieję, że to wszystko przetrwa, ale rozłąka robi swoje. Jestem silna, staram się taka być, jednak boję się. Jak zwykle mam w głowie same pesymistyczne myśli. Przez tamten tydzień nie mogłam uwierzyć w to, że byłam taka szczęśliwa i wszystko wydawało się takie idealne. Tak właśnie było. Siedem dni przeminęło z wiatrem. Miałam wrażenie, że to był tylko jeden, długi dzień. Jak na razie jest cudownie, pomimo że dzieli nas taka odległość. Stały kontakt, ciągłe rozmowy. Mam jednak pewne obawy. Czy nie znudzimy się sobą, będąc w takich relacjach? Już przechodziliśmy przez różne sytuacje, ale zwykle wszystko opierało się na tym, że jesteśmy tak daleko od siebie. 

Październik już się zaczyna, a ja w ogóle tego nie czuję. Pewnie przez te cieplejsze dni, które były ostatnio. Mój ukochany miesiąc, ale nie dlatego że rozpoczyna się rok akademicki. 
Znowu rozpoczynam studia. Jak na razie o tym nie myślę, ale dopiero za tydzień to do mnie dojdzie. Oczywiście zdecydowałam się na niestacjonarne studia, bo stwierdziłam że czas dorosnąć, znaleźć pracę. Nie można przecież wiecznie chodzić na śniadania do pijalni po całonocnych melanżach. Ach, no i do tych tostów na śniadanie spijać pianę z piwa, które zwykło rewelacyjnie wchodzić na kaca mordercę. Nie wiem, czy za tym tęsknię. Z jednej strony może i tak. Czułam się wolna, wyzwolona, bez żadnych ograniczeń. Znajomi zawsze się znaleźli, jeśli chciało się gdzieś wyjść, czy zabalować. Ale teraz tak naprawdę praktycznie nie mam kontaktu z tymi ludźmi. Byli oni tylko kumplami od picia. Wybrałam studia zaoczne, bo chcę dojrzeć i zmądrzeć. Wiele wydarzyło się w moim życiu przez ubiegły rok. Ale jednak największym błędem był wybór kierunku. Jak zwykle w pośpiechu obrałam niewłaściwy. Może tym razem nie zrezygnuję tak szybko. Oby...

wtorek, 8 września 2015

XXV Bałagan


I kolejny film Nolana, kolejna lampka wina, kolejny marudny dzień. Zostały jeszcze prawie dwa dni i będę naprawdę szczęśliwa. Szkoda, że tylko przez tydzień, ale zawsze to coś. Nie chcę myśleć na przód, ale wiem jak będzie i to mnie najbardziej boli. Tydzień przeminie, a później kilkutysięczna przepaść między nami...

Nie mogę doczekać się października, mojego ulubionego miesiąca w roku. Niech ktoś nie myśli, że przez rozpoczęcie roku akademickiego. Broń Boże! Wcale mi nie spieszno do Krakowa, bo mieszkam tuż obok i chociaż kocham to miasto, to nie chcę wracać na studia. Może dlatego, że rozpoczynam wszystko od nowa? Przecież już rzuciłam studia. Popadłam w depresję, zamknęłam się w sobie, zniknęłam na dwa miesiące. Boję się, boję się znowu. Nie chcę niczego zepsuć. A co, jeżeli znów nie odnajdę się w obranym kierunku? Nie chcę ponownie rezygnować. Wprawdzie teraz już jest za późno, by cokolwiek zmieniać, ale niepewność i strach przytłaczają mnie, ostatnio coraz częściej. Już nie jestem małą dziewczynką, która bezmyślnie podejmuje decyzje. Zdałam sobie w końcu z tego sprawę, bo zawaliłam kilka rzeczy i dokonałam złych wyborów. Uczę się na błędach, a przynajmniej staram się nie stawiać tych samych kroków, które doprowadziły mnie do upadku. Podnoszę się zawsze, jednak każdy kolejny raz sprawia, że słabnę i kiedyś mogę już nie mieć tyle siły, by wstać ponownie. Nie chcę tego. Muszę zacząć pracować nad sobą. Nauczyć się być silną kobietą, która podejmuje słuszne decyzje, wie czego chce. A właśnie ja nigdy nie miałam pojęcia, czego tak naprawdę chcę i oczekuję. Bujałam sobie w obłokach, żyłam chwilą, aż w końcu przekroczyłam próg dorosłości, ale chyba tylko liczbowo. Nie zwracałam na to uwagi. Rodzice wciąż powtarzali mi ile mam lat, co powinnam już osiągnąć, kim się stać. Ja natomiast nie przyjmowałam tego do siebie, żyłam swoim życiem. Teraz żałuję. Ale przecież nie mogę niczego cofnąć, prawda? Mogę tylko starać się wszystko naprawić, o ile nie jest już za późno. Zacznę od siebie i od bałaganu w mojej głowie.

niedziela, 6 września 2015

XXIV Sweater Weather

 z tym utworem zaczynam dzień

A ja kocham jesień. Za te cudowne mgliste, rześkie poranki, za chłód jaki ze sobą niesie, za porywisty wiatr, który unosi liście, wplatając je później w moje niesforne kosmyki włosów i za niesamowicie piękny krajobraz. Kiedy już zbliża się małymi kroczkami wraz z wrześniem, wyciągam z dna szafy wełniane swetry i spaceruję po ukochanym lesie, zatapiając się w szeleszczących stosach liści, porzuconych przez drzewa. 

Wcale nie brakuje mi gorących dni. Już chcę od nich odpocząć, bo w zasadzie nigdy nie lubiłam upalnych popołudni przesyconych słońcem. A to lato było naprawdę duszne.

Oderwałam się od znajomych, przyjaciół i jestem sama. Oczywiście na własne życzenie. Nie mam na nic ochoty, brakuje mi sił, a całe dnie potrafię spędzić w łóżku, które opuszczam tylko po kubek gorącej herbaty. Lubię to, lubię pobyć sama i oderwać się od wszystkiego i wszystkich. Ale lubię także jego obecność. Czasami potrafimy spędzić kilka godzin, wpatrzeni w siebie. Nie potrzeba nam do tego słów. Rozumiemy się doskonale. 

Wciąż czekam. Zostało kilka dni, a właściwie to tylko cztery. Nie mogę się doczekać, chociaż wiem, że powinnam być cierpliwa, gdyż ten wyczekiwany tydzień przeminie jak jeden dzień. Ale wykorzystamy go najlepiej, jak tylko się da, tak powiedział. Obiecał mi. Wie, że nie może mnie zawieść.

    

piątek, 4 września 2015

XXIII Byliśmy nadzy, ale ubrani... w słowa.

Uwielbiam te chwile, kiedy wszystko idzie po naszej myśli. Świat wydaje się być bardziej kolorowy, a ty jednak widzisz same pozytywy, pomimo bycia marudnym pesymistą. Są takie momenty w życiu, ale zazwyczaj nie trwają długo, a czasami nawet zaledwie kilka minut. Dopiero kiedy jest źle to doceniasz właśnie takie chwile.

chłodne powietrze buchnęło w nasze twarze
rozwiało mi włosy, które rozsypały się po ramionach, niczym kaskada
musnąłeś zimnymi palcami moje plecy
zadrżałam, a dreszcz przemknął przez całe moje ciało
byliśmy nadzy, ale ubrani w słowa


wtorek, 23:14
Masz wiadomość:
- "Chcę trzymać Cię za ręce, patrzyć w Twoje fascynujące oczy, później pieścić Cię i zagubić się w Twoim spojrzeniu, aż zemdleję."

Czy on nie jest czarujący?

Jeszcze tylko tydzień. No właśnie, TYLKO tydzień.
Cholernie tęsknię.
A później? Znowu to samo.
Tysiące kilometrów między nami.

czwartek, 3 września 2015

XXII Wszędzie tylko cycki.


hello,

Oh cara

Przez ostatni miesiąc obejrzałam wiele filmów. Chciałam codziennie oglądnąć jakiś warty uwagi film. Począwszy od komedii, a skończywszy na horrorach, czy kryminałach. Jeden z nich mnie bardzo zachwycił, a mianowicie "Zaginiona Dziewczyna". Fantastyczny, tajemniczy, zagadkowy - czyli to, co lubię najbardziej. Końcówka mnie nieco rozczarowała, ale całość była naprawdę dobra. Parę dni temu skusiłam się i włączyłam "Wilka z Wall Street", ponieważ znajomi go polecali wielokrotnie, ale mnie sam opis nie zainteresował na tyle, by obejrzeć go w kinie, bądź zaraz po premierze. Niedawno przypomniałam sobie o nim, więc wzięłam się za oglądanie. Muszę przyznać, że z trudem brnęłam przez ten film. Totalne rozczarowanie i porażka. Głupi, nudny, bardzo pusty i dużo w nim porno... Właśnie po obejrzeniu tego badziewia i kilku innych filmów zastanawiam się, dlaczego wszędzie pojawiają się tylko nagie kobiety. Nie jestem miłośniczką golizny w filmach, bo zwykle jest naprawdę wulgarna, ale dlaczego to zawsze kobiety muszą się obnażać? Moim zdaniem to nie fair, by wszędzie w filmach pokazywać tylko gołe baby. A co z facetami? Naprawdę jest mało takich filmów, gdzie następuje równowaga. Ale trochę to nie jest w porządku, że kobiety są zazwyczaj postrzegane jako dziwki, wyuzdane i świecące cyckami na każdym kroku. W "Wilku z Wall Street" tak właśnie jest. Co druga scena ukazuje puste kobiety, latające bez ubrań, albo prostytutki. Pełno tam damskiej golizny, jednak nie męskiej. Ja jako kobieta jestem nieco urażona tym. Jeśli już chcą pokazywać nagość, to dlaczego tylko żeńskie ciała? 
Ale zebrało mi się na temat do rozmowy. Może wydać się to głupie i ktoś pewnie pomyśli sobie, że bulwersuję się, gdyż jestem hetero. Nie w tym rzecz, ( choć jestem hetero jkbc), tylko chodzi mi tutaj o postrzeganie KOBIETY, zwykle jako prostytutki, głupiej cycatej blondynki. I wszędzie później krążą właśnie opinie, że kobiety to dziwki... 

Wybaczcie, że tak chaotycznie i od rzeczy.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

XXI Atramentowe serce, a w nim pełno dziur

hej,

Znowu mam tyle myśli na minutę, że mój mózg wydaje się jakby chciał wybuchnąć. Za dużo wszystkiego gromadzi się i nie chce wyjść, ani poukładać się do odpowiednich szufladek. Okropny mętlik przytłacza mnie, a tego jest tak dużo, że codziennie staram się zasypiać szybciej i nie zaprzątać sobie głowy. Czasami jest to po prostu za trudne, bo wtedy właśnie rodzi się najwięcej pytań, wątpliwości i łez.

Od jakiegoś miesiąca jestem w kropce. Nie mogę ruszyć na przód. A wszystko przez totalnie głupie zauroczenie, które trwa od kilku dobrych miesięcy. I tutaj rodzi się problem. Jest ono odwzajemnione, ale co z tego, skoro dzielą nas tysiące kilometrów?
Jak sobie z tym wszystkim poradzić, kiedy wydaje Ci się, że znalazłeś odpowiednią osobę, z którą chcesz spędzić każdą chwilę, ale stworzenie czegoś "większego" jest nierealne na odległość. Wszystko tylko sprowadzało się do łez, a nawet do kłótni. Jeden miesiąc był okropnie trudny. Pokłóciliśmy się,  stwierdziliśmy, że za bardzo cierpimy i to definitywny koniec. Ale izolacja była jeszcze gorsza. Wróciliśmy do tego, co było wcześniej. Wydaje się, iż można żyć w związku na odległość, ale to jest naprawdę bolesne i ja nie dawałam rady. Niedawno znowu polały się kolejne łzy, zrodziło się wiele pytań i wszystko jakby... potłukło się. Od jakiegoś miesiąca jesteśmy dla siebie obcy, ale rozmawiamy ze sobą. Próbujemy żyć w przyjaźni, jako prawdziwi przyjaciele. Kłopot w tym, że za dwa tygodnie mamy się spotkać i spędzić ze sobą tydzień. I tego najbardziej się boję. Kolejne nadzieje, jego niezwykłe oczy i on - cały i prawdziwy. Tęsknię bardzo i nie mogę się doczekać, a z drugiej strony wiem, że to wiąże się z kolejnym cierpieniem, bo nadal staram się odzwyczaić, być tylko przyjaciółką.

Poniedziałek - 1:23
Masz wiadomość:
- Tęsknię za Tobą jak szalony.
Śpij dobrze.

czwartek, 27 sierpnia 2015

XX Ewolucja.

cześć misiaki.

Jak dawno mnie tutaj nie było. Czy ktoś tutaj mnie jeszcze pamięta? Pewnie nie. Ale może to i lepiej. Postanowiłam wrócić i znów coś napisać, bo taka moja natura, że czasami wracam do starych rzeczy. Znów mnie to cieszy, znów mogę odetchnąć na sekundę od targających myśli, kiedy przeleję je na papier. 
Wiele się pozmieniało w moim życiu. Sama nie wiem, czy na dobre, czy na złe. Niektóre zmiany były drastyczne i bolesne, ale chcąc nie chcąc musiałam przez to przebrnąć. A mówię tutaj o moich studiach, które krótko mówiąc, rzuciłam. Czułam się źle, studiując coś, co w ogóle nie sprawiało mi przyjemności. Każde zajęcia były dla mnie udręką i zwykle miałam dość. Pierwsze sesja przeszła gładko, ale co z tego, gdy ja nadal zmagałam się z tym wszystkim? Chłonęłam wiedzę, zmuszając się do nauki. Myślałam, że wiem czego chcę i studia nie mogą być takie złe, a wybór kierunku na pewno będzie dobry. I tutaj troszeczkę pomyliłam się... Chcę nadal studiować, ale coś, co będzie sprawiało mi przyjemność. Poprzednia decyzja odnośnie studiów była tragiczna i pochopna. Teraz już wybrałam, ale nadal się waham. Nie chcę zmarnować kolejnego roku. Boję się, że znów wszystko z góry zepsułam.

~*~

Wkrótce więcej wszystkiego. 

Wracam,
ewoluowałam
cierpienia sobie skracam
inne kierunki obrałam.