niedziela, 19 października 2014

XVII Ona płakała, a jego serce pękło i posypało się na milion kryształowych kawałeczków...

Cześć.

słowem wstępu zanim przejdę do rozczuleń, o których niełatwo mi pisać.
Tak w ogóle nie zamierzam tutaj często pisać, bo nie mam już tyle wolnego czasu, a ten który mam to pożytkuję na naukę, bądź inne zajęcia. Także przepraszam, jeżeli gdzieś nie piszę komentarzy, ale staram się wszystko czytać. Naprawdę. Czasem, jadąc tramwajem poświęcam czas właśnie na czytanie, aczkolwiek brakuje mi go na napisanie treściwego komentarza, a nie zwykłam odpowiadać dwoma słowami. I zmieniam trochę tematykę mojego bloga. Miało być tutaj wszystko, ale w zasadzie nie mam ochoty na nic od dłuższego czasu. To trwa już jakieś dwa lub trzy miesiące. Więc będzie się znajdować tutaj tylko moja paplanina. Dobrze się czuję, gdy wyrzucę z siebie wszystko "na papier", taki wirtualny papier.

~*~

TYLE WĄTPLIWOŚCI.

Słucham sobie Scotta Stappa i odpoczywam po dwóch godzinach czytania książki o badaniach politologicznych. W zasadzie to nie wszystko, bo musiałam ogarnąć jakieś notatki i takie tam. Czuję, że nadchodzą nieprzespane noce, zarwane na nauce dziwnych filozoficznych zagadnień, których nie do końca rozumiem, ale muszę je pojąć. Sama tego chciałam i sama wybrałam uczelnię, więc nie powinnam już narzekać. Boję się trochę, że temu wszystkiemu nie podołam i coś pójdzie nie tak. Mam dużo chęci, zapału, wiary, ale czy to wystarczy?

~*~

EMOCJE WZIĘŁY GÓRĘ. NIC NIE BĘDZIE JUŻ TAKIE JAK DAWNIEJ.

Czasem są takie chwile, gdy po prostu mam zamiar zakończyć tę toksyczną więź. Dlaczego toksyczną? A właśnie dlatego, że mam takie wyobrażenie o naszej znajomości. Ostatnio ciągle się kłócimy. Wszystko jest takie kruche, sztuczne, ckliwe. Nie wygląda to tak, jak kilka miesięcy temu, kiedy śmialiśmy się razem, rozmawialiśmy do białego rana, czy upijaliśmy się tanim winem tysiąc metrów nad poziomem morza. Aktualnie jest kiepsko między nami i to bardzo. Nasze rozmowy opierają się na zasadniczych pytaniach i odpowiedziach. Kontaktujemy się tylko przez wiadomości, kontakt się urywa. A wszystko przez to, że on jest zakochany. Tylko jest jeden problem. Bo przez to straciliśmy naszą więź, która trwała tak długo. I właśnie tak długo on to ukrywał, aż w końcu przemógł się i wyznać to co miał wyznać. Fajnie, gdyby nasze strony oddziaływały na siebie tak samo, ale niestety z mojej strony tak nie jest. Było wiele sporów i chciałam zakończyć znajomość na dobre, jednakże chyba nie byłabym w stanie. Z resztą po czasie dogadywaliśmy się chociaż w małym stopniu. Wiele razy rzuciłam słowami, których trochę żałuję. Pewnie może wydawać się to dziwne, dlaczego po takim wyznaniu chciałam zerwać naszą więź. Chodzi o to, że po tym, co powiedział zaczęłam go traktować nieco inaczej i starałam się izolować. Czułam się dziwnie w jego towarzystwie, szczególnie wtedy, gdy byli z nami jego znajomi, bądź nasi wspólni. Drażniła mnie jego nadmierna troskliwość. Z reguły nigdy się tak nie zachowywał. Wiele osób pytało nas, czy jesteśmy razem. Oczywiście za każdym razem to ja stanowczo zaprzeczałam, a on jako drugi potwierdzał moje słowa. Mówił do mnie milej i czulej, niż zazwyczaj. Stałam się kotkiem, aniołkiem, słoneczkiem, a nawet kochaniem. Czułam się dziwnie i byłam zniesmaczona tym, że mój najlepszy przyjaciel mnie tak nazywa. To może naprawdę absurdalne zachowanie z mojej strony, ale tak właśnie było. Później już było tylko gorzej. A ja nie chciałam go zranić i powiedzieć mu wprost, iż nie może liczyć na nic więcej. On doskonale o tym wiedział. Zapewniałam go milion razy, jednak od jakiegoś czasu miał nadzieję. Nie wiem co kazało mu wyznać to, co siedziało w nim od dłuższego czasu. Wiele razy kłóciliśmy się w przeciągu paru tygodni. Po wspólnym wyjściu z jego kumplami wygarnęłam mu wszystko co leżało mi na sercu. I odeszłam. Ach, no i zapomniałam dodać, że miał do mnie pretensje o to, iż jakoś wcześniej poszłam z innym kumplem na piwo. Był zazdrosny i napisał mi to. Ja oczywiście poirytowałam się, gdyż poniekąd przyjaźniliśmy się, a on zamierzał wyznaczać mi jakieś ograniczenia. Po tym jak odeszłam i oboje rozeszliśmy się, pisaliśmy długo. Nie krył uczyć, że płacze, Z resztą ja też przepłakałam całą noc, Bo to wszystko było dla mnie za trudne i męczyłam się. On na dodatek jest bardzo emocjonalnym facetem i wszystko mocno przeżywa. Nie obeszło się bez alkoholu, o czym też wspomniał. Na początku myślałam, że chce wzbudzić we mnie jakieś poczucie winy, jednak patrząc z jego perspektywy to faktycznie zwróciłabym się w stronę alkoholu. Miałam wyrzuty sumienia. Winiłam się za to, że jakoś nie potrafiłam go prawdziwie pokochać. Był i jest dla mnie jak brat, ale to nie jest to uczucie, którego on oczekiwałby ode mnie. Sytuacja trochę uspokoiła się parę dni temu. Powiedział, że musi zmienić do mnie nastawienie. Musi po prostu przestać mnie kochać, choć zaznaczył wyraźnie, iż nie jest w stanie. Chciałam zniknąć z jego życia i dać mu święty spokój, by znalazł dziewczynę, która obdarzy go czymś takim, czym mnie darzył. On jednak absolutnie zaprzeczył i odrzekł, że tylko jednej, jedynej chce, Więc zostałam i przyrzekłam, że nie odejdę. Obiecał, iż wszystko będzie dobrze i wróci do normy, a pod słowem "norma" rozumieliśmy słowo "dawna przyjaźń". Nie wierzę w to jednak. Minęło kilka dni, polało się trochę łez. Zrodziła się dziwna sytuacja. Nie wiem już kim dla siebie jesteśmy. Wszystko jest paradoksalne, plastikowe. Sypało się od dawna, ale teraz totalnie runęło. Wymieniamy ze sobą kilka zdań dziennie, pytając się po prostu "co słychać". Na tym kończy się nasza rozmowa i mija kolejny dzień. Odczuwam chłód, totalnie wyobcowanie i ścianę, która buduje się między nami. Nic nie będzie już takie jak dawniej.

Chaos, pustka, nostalgia, obcość, nicość, rozczarowanie.

niedziela, 5 października 2014

XVI Wracam na ziemię

Cześć.

Trochę mnie nie było, więc nie spodziewam się, że jeszcze ktoś tutaj zagląda, bądź przeczyta tę notkę, ale wracam do tego bloga. Czekałam ponad miesiąc na laptopa i w końcu się doczekałam.

Ogółem to żyję. Rozpoczęłam dzienne studia na ujocie. Plany miałam trochę inne, ale jednak postanowiłam spróbować swoich sił. Wiem, że pisałam wcześniej o zaocznych, jednak moje życie potoczyło się nieco inaczej. Siedzę teraz w mieszkaniu, które wynajmuję z trójką dziewczyn. Mieszkamy w czwórkę. Kompletnie ich wcześniej nie znałam. Może to dziwne, gdyż ludzie zazwyczaj są zdziwieni, iż zdecydowałam się mieszkać z zupełnie obcymi mi osobami. Wiadomo, że mogę trafić dobrze lub tragicznie. Jak na razie żyjemy w zgodzie i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Kraków jest ciekawym miastem i chociaż w zasadzie mam dom niedaleko tego miejsca, to odkrywam go na nowo i poznaję. Na zajęciach byłam w poprzedni czwartek i piątek. Trochę jestem przerażona tym, czym nas straszą, ale jak na razie nie poddaję się. Boję się, że nie dam rady i będę musiała przerwać studia, aczkolwiek mam dużo silnej woli i nabieram zapału do pracy. Po pierwszych zajęciach historycznych mam do przeczytania jakieś tysiąc stron i co tydzień jestem zmuszona pisać artykułu z komentarzami. No cóż... jakoś będę musiała się ogarnąć. Wakacje się skończyły i muszę to sobie uświadomić.

Relacje z moim kochanym przyjacielem ostatnio są strasznie sztywne. Niedawno byłam na imprezie u jego starych znajomych, muzyków, którzy dzielą z nim zainteresowania muzyczne. Szczerze mówiąc, to trafiają i w moje gusta. Było naprawdę fajnie, ale mój kumpel wciąż liczył na coś więcej, jeśli chodzi o nasze relacje. Ostatnio nawet zaczął mówić "więcej" o swoich uczuciach do mnie. Troszkę mnie to przeraziło, bo ja jak już wspominałam wiele razy nie chciałam się z nim wiązać. Odpowiadała mi tylko przyjaźń. On powiedział, że to akceptuje i będzie na mnie czekał, aż się przełamię. Ale wtedy po tej imprezie jakby odpłynęłam na chwilę, być może po dużej ilości whisky i pocałowaliśmy się. Dla mnie to było bardzo przyjacielskie, choć wiadomo, że w taki sposób przyjaciele nie okazują sobie sympatii. Przez ten incydent, on zaczął chyba robić sobie większe nadzieje. Niepotrzebnie go zwodziłam. Później odbyliśmy trudną rozmowę i padły ciężkie słowa odnośnie naszej relacji. Nawet polały się łzy. Kiedy zaczęło się robić coraz lepiej i wszystko było niemalże w porządku, to jakiś tydzień temu on zjawił się u znajomych, którzy również mieszkają w Krakowie. Przyjechał do mnie i zabrał mnie do jego kumpli, których w zasadzie też znałam. Siedem facetów i ja, tak nawiasem mówiąc. ;p Poszliśmy na miasteczko studenckie. Jeszcze nigdy nie widziałam tyle pijanych studentów. Puszki, flaszki i inne rzeczy walały się po betonowej podłodze. Trzeba było uważać, gdzie stawiało się stopy. Cóż... być może to nic szczególnego, ale ja po części byłam negatywnie zaskoczona tym wszystkim, co się tam działo. Następnie udaliśmy się na kluby, do pijalni i tak dalej. Czułam się dość dziwnie, ponieważ miałam wrażenie, że chłopaki myślą, iż jesteśmy parą. Później już ktoś zarzucił temat, ale bez namysłu odparłam, iż tylko się przyjaźnimy. 

Nadal pisał mi czułe słówka, że tęskni, (kiedy już wrócił do domu) itd. Ja to puszczałam mimo uszu i nie reagowałam. W końcu jednak parę dni temu wygarnęłam mu wszystko. Wyjaśniłam, że nie chcę żadnego związku i by nie robił sobie nadziei. Jest między nami napięta sytuacja, gdyż on zakochał się we mnie i ostatnimi czasy kilka razy mi to napisał, jak i powiedział. Wiem, że mu ciężko, mnie w sumie też, bo go zraniłam. chociaż od początku uświadamiałam go, iż jesteśmy tylko przyjaciółmi. Teraz wszystko się posypało. On potrzebuje czasu, by się otrząsnąć i ruszyć dalej, a ja mam wyrzuty sumienia. 

~*~

Wiem, że mam zaległości w czytaniu blogów, ale naprawdę nie mam czasu, by to wszystko nadrobić. Postaram się na bieżąco wszystko czytać. Zaczynam intensywną naukę, muszę zająć umysł, dać sobie spokój z głupimi rzeczami i wziąć się do życia. Do napisania, pozdrawiam osoby, które to jednak przeczytały.