Cześć.
słowem wstępu zanim przejdę do rozczuleń, o których niełatwo mi pisać.
Tak w ogóle nie zamierzam tutaj często pisać, bo nie mam już tyle wolnego czasu, a ten który mam to pożytkuję na naukę, bądź inne zajęcia. Także przepraszam, jeżeli gdzieś nie piszę komentarzy, ale staram się wszystko czytać. Naprawdę. Czasem, jadąc tramwajem poświęcam czas właśnie na czytanie, aczkolwiek brakuje mi go na napisanie treściwego komentarza, a nie zwykłam odpowiadać dwoma słowami. I zmieniam trochę tematykę mojego bloga. Miało być tutaj wszystko, ale w zasadzie nie mam ochoty na nic od dłuższego czasu. To trwa już jakieś dwa lub trzy miesiące. Więc będzie się znajdować tutaj tylko moja paplanina. Dobrze się czuję, gdy wyrzucę z siebie wszystko "na papier", taki wirtualny papier.
~*~
TYLE WĄTPLIWOŚCI.
Słucham sobie Scotta Stappa i odpoczywam po dwóch godzinach czytania książki o badaniach politologicznych. W zasadzie to nie wszystko, bo musiałam ogarnąć jakieś notatki i takie tam. Czuję, że nadchodzą nieprzespane noce, zarwane na nauce dziwnych filozoficznych zagadnień, których nie do końca rozumiem, ale muszę je pojąć. Sama tego chciałam i sama wybrałam uczelnię, więc nie powinnam już narzekać. Boję się trochę, że temu wszystkiemu nie podołam i coś pójdzie nie tak. Mam dużo chęci, zapału, wiary, ale czy to wystarczy?
~*~
EMOCJE WZIĘŁY GÓRĘ. NIC NIE BĘDZIE JUŻ TAKIE JAK DAWNIEJ.
Czasem są takie chwile, gdy po prostu mam zamiar zakończyć tę toksyczną więź. Dlaczego toksyczną? A właśnie dlatego, że mam takie wyobrażenie o naszej znajomości. Ostatnio ciągle się kłócimy. Wszystko jest takie kruche, sztuczne, ckliwe. Nie wygląda to tak, jak kilka miesięcy temu, kiedy śmialiśmy się razem, rozmawialiśmy do białego rana, czy upijaliśmy się tanim winem tysiąc metrów nad poziomem morza. Aktualnie jest kiepsko między nami i to bardzo. Nasze rozmowy opierają się na zasadniczych pytaniach i odpowiedziach. Kontaktujemy się tylko przez wiadomości, kontakt się urywa. A wszystko przez to, że on jest zakochany. Tylko jest jeden problem. Bo przez to straciliśmy naszą więź, która trwała tak długo. I właśnie tak długo on to ukrywał, aż w końcu przemógł się i wyznać to co miał wyznać. Fajnie, gdyby nasze strony oddziaływały na siebie tak samo, ale niestety z mojej strony tak nie jest. Było wiele sporów i chciałam zakończyć znajomość na dobre, jednakże chyba nie byłabym w stanie. Z resztą po czasie dogadywaliśmy się chociaż w małym stopniu. Wiele razy rzuciłam słowami, których trochę żałuję. Pewnie może wydawać się to dziwne, dlaczego po takim wyznaniu chciałam zerwać naszą więź. Chodzi o to, że po tym, co powiedział zaczęłam go traktować nieco inaczej i starałam się izolować. Czułam się dziwnie w jego towarzystwie, szczególnie wtedy, gdy byli z nami jego znajomi, bądź nasi wspólni. Drażniła mnie jego nadmierna troskliwość. Z reguły nigdy się tak nie zachowywał. Wiele osób pytało nas, czy jesteśmy razem. Oczywiście za każdym razem to ja stanowczo zaprzeczałam, a on jako drugi potwierdzał moje słowa. Mówił do mnie milej i czulej, niż zazwyczaj. Stałam się kotkiem, aniołkiem, słoneczkiem, a nawet kochaniem. Czułam się dziwnie i byłam zniesmaczona tym, że mój najlepszy przyjaciel mnie tak nazywa. To może naprawdę absurdalne zachowanie z mojej strony, ale tak właśnie było. Później już było tylko gorzej. A ja nie chciałam go zranić i powiedzieć mu wprost, iż nie może liczyć na nic więcej. On doskonale o tym wiedział. Zapewniałam go milion razy, jednak od jakiegoś czasu miał nadzieję. Nie wiem co kazało mu wyznać to, co siedziało w nim od dłuższego czasu. Wiele razy kłóciliśmy się w przeciągu paru tygodni. Po wspólnym wyjściu z jego kumplami wygarnęłam mu wszystko co leżało mi na sercu. I odeszłam. Ach, no i zapomniałam dodać, że miał do mnie pretensje o to, iż jakoś wcześniej poszłam z innym kumplem na piwo. Był zazdrosny i napisał mi to. Ja oczywiście poirytowałam się, gdyż poniekąd przyjaźniliśmy się, a on zamierzał wyznaczać mi jakieś ograniczenia. Po tym jak odeszłam i oboje rozeszliśmy się, pisaliśmy długo. Nie krył uczyć, że płacze, Z resztą ja też przepłakałam całą noc, Bo to wszystko było dla mnie za trudne i męczyłam się. On na dodatek jest bardzo emocjonalnym facetem i wszystko mocno przeżywa. Nie obeszło się bez alkoholu, o czym też wspomniał. Na początku myślałam, że chce wzbudzić we mnie jakieś poczucie winy, jednak patrząc z jego perspektywy to faktycznie zwróciłabym się w stronę alkoholu. Miałam wyrzuty sumienia. Winiłam się za to, że jakoś nie potrafiłam go prawdziwie pokochać. Był i jest dla mnie jak brat, ale to nie jest to uczucie, którego on oczekiwałby ode mnie. Sytuacja trochę uspokoiła się parę dni temu. Powiedział, że musi zmienić do mnie nastawienie. Musi po prostu przestać mnie kochać, choć zaznaczył wyraźnie, iż nie jest w stanie. Chciałam zniknąć z jego życia i dać mu święty spokój, by znalazł dziewczynę, która obdarzy go czymś takim, czym mnie darzył. On jednak absolutnie zaprzeczył i odrzekł, że tylko jednej, jedynej chce, Więc zostałam i przyrzekłam, że nie odejdę. Obiecał, iż wszystko będzie dobrze i wróci do normy, a pod słowem "norma" rozumieliśmy słowo "dawna przyjaźń". Nie wierzę w to jednak. Minęło kilka dni, polało się trochę łez. Zrodziła się dziwna sytuacja. Nie wiem już kim dla siebie jesteśmy. Wszystko jest paradoksalne, plastikowe. Sypało się od dawna, ale teraz totalnie runęło. Wymieniamy ze sobą kilka zdań dziennie, pytając się po prostu "co słychać". Na tym kończy się nasza rozmowa i mija kolejny dzień. Odczuwam chłód, totalnie wyobcowanie i ścianę, która buduje się między nami. Nic nie będzie już takie jak dawniej.
Chaos, pustka, nostalgia, obcość, nicość, rozczarowanie.
Muszę przyznać, że nie mam zielonego pojęcia, co Ci doradzić. Może nie potrzebujesz żadnych porad? W końcu to musicie wyjaśnić Wy. Ale naprawdę nie zazdroszczę Wam tej sytuacji. Nieodwzajemniona miłość jest przykra. Wiele osób mówi, iż miłość buduje się na przyjaźni. Jednak nie w każdym przypadku. Życzę Wam pogodzenia się i mimo, że nic nie wróci do normy mam nadzieję, iż jakoś sobie poradzicie. Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuń