Kładę się na pustym łóżku i patrzę w jasny sufit.
Czuję, jak po policzku spływa mi łza, a za nią druga, trzecia i tak dalej.
Przewracam się gwałtownie na bok.
Czuję w sercu chłód, ogarnia mnie lekki strach.
Nagle przez moje ciało przechodzi gwałtowny dreszcz.
Zaczynam cała drżeć.
Serce tłucze mi w piersiach, wśród upiornej ciszy.
Czuję falę ciepła, która uderza o moją skórę.
Omiatam wzrokiem pokój, odwracam się i widzę... ciebie.
Wpatrujesz się malachitowymi oczami.
Znów mam cię przed sobą, widzę twoją twarz, która jest żywa.
Patrzysz na mnie jednak inaczej, nie tak jak zwykle.
Po policzku znów spływa mi kolejna kropla łez.
Podnoszę się lekko, pokonuję dzielącą nas przestrzeń i wtedy... nagle znikasz.
Upadam na zimną posadzkę.
Nie mogę się powstrzymać i zaczynam rzewnie płakać.
Gorączkowo zbieram się z podłogi, jednak wciąż upadam i nie mogę powstać.
Wołam cię, wykrzykuję twoje imię, proszę byś podał mi rękę.
Ale ciebie już nie ma.
Zostałam zupełnie sama.