witajcie moi kochani w tym nowym roku
Troszkę przeraża mnie fakt, że jest minus 15 na zewnątrz. Ale na szczęście siedzę sobie przykryta cieplutką kołderką i piję gorącą herbatkę. Jeszcze te zawsze zmarznięte stopy. Nawet grube skarpety nie pomagają... Brrr
No tak, nowy rok, nowe zmiany, nowa ja. Ale czy na pewno? Jak dla mnie to po prostu zakup nowego kalendarza i rozpoczęcie kolejnego rozdziału. Ja jeszcze tego nie czuję i nie wiem czy to coś zmieni w moim życiu. Może dojdzie to do mnie wtedy, gdy pomylę sobie pięć z szóstką w zapisie daty. Wprawdzie zrobiłam listę postanowień noworocznych i tardo chcę je zrealizować, ale zobaczymy jak to będzie. Słomiany zapał to jedna z moich najgorszych wad. Chociaż w sumie to w jakiejś części spełniłam jedno z nich, a mianowicie na święta wielkanocne wyruszam do cieplutkiej Hiszpanii. Już nie mogę się doczekać. Moja mama już panikuje, bo lecę tam sama, ale na miejscu już nie będę sama. Do mnie jeszcze to nie dochodzi, ale zapewne kilka tygodni przed też będę się stresować. Trochę boję się bariery językowej, bo dopiero rozpoczynam naukę hiszpańskiego, ale mam nadzieję, że do marca będę mogła się jakoś porozumieć. Mój kochany angielski może się tam średnio przydać, ale pewnie w jakimś stopniu tak.
Czy ktoś tak samo jak ja beznadziejnie spędził ostatni dzień starego roku? Ja nie sądziłam, że tak skończę, ale niestety no cóż... Krótko mówiąc nie wiedziałam nawet kiedy, ale schlałam się i zasnęłam kilka minut przed północą. Obudziłam się o trzeciej, zaklęłam i ponownie zasnęłam. Po prostu fantastyczny Sylwester. Wszyscy teraz mają ubaw, ale okazało się, że nie tylko ja tak źle skończyłam. Zawsze to jakieś pocieszenie, prawda?
Bo pić trzeba umieć, to niestety prawda. Ja na Sylwestra się napaliłam, stwierdziłam, że potrzebuje się upić i niestety, nie udało się.
OdpowiedzUsuńNowy rok to tylko zarobek dla lokali i osób produkujących fajerwerki.
Barierą językową się nie martw. Wystarczą pojedyncze słówka i jakoś idzie ;)
W tego Sylwestra to jednak miałam lekkiego doła, bo spędzałam go bez ukochanej mi osoby i to też wpłynęło na "wspaniały" wieczór. Ale cóż...
UsuńCo do języka to tak, chyba skończę z "kali mówić, kali pić". ;p
Nigdy nie uznawałam powiedzenia "nowy rok, nowa ja". Daty graniczne to dla mnie w dużej mierze mit, pewnie dlatego, że wierzę, że jeśli coś chce się zmienić, robi się to bez motywacji czasu, który i tak płynie stale...i wiem, że nie da się tak po prostu odrzucić tego, co było. Jednak, jeśli mają one mobilizować to...czemu nie?
OdpowiedzUsuńI sama miałam raz takiego sylwestra. Po prostu bywa, nie ma się co przejmować:)
Ja uwierzyłam w te bzdety i wcale nie jestem "nową ja". Wciąż tkwię w tym samym miejscu i z tym samym marnym zapałem. No, ale jeszcze prawie całe 12 miesięcy przede mną. Kto wie ;)
Usuńja nawet postanowień nie robię od kilku lat... dla mnie poza zmianą kalendarza i zmianą 15 na 16 na marginesach moich notatek, nic się nie zmienia.
OdpowiedzUsuńod dłuższego czasu prawie w ogóle nie piję alkoholu, więc nie znam tego bólu. mój Sylwester był spokojny. widziałam fajerwerki. ale z roku na rok... czuję, że brakuje mi takiej radości dziecka, tego wyczekiwania północy. najchętniej o 22 bym już spała. no ale dotrwałam :)) pozdrawiam serdecznie
Mnie też już nie cieszy to, jak dawniej. Nawet fajerwerki nie są tak ekscytujące. Chyba w końcu dorosłam, albo i nie, bo upiłam się jak głupia przed północą. Ja już też powoli odchodzę od alkoholu, chociaż wina od czasu do czasu sobie nie odmówię. Również pozdrawiam cieplutko
Usuń